Do szpitala nagle zabrali moją kochaną.
Z domowych pieleszy, skromnie ubraną.
Nazajutrz, kiedy Wacławę odwiedziłem.
Rzekła: kupisz mi majtki, a ja się zdziwiłem.
W sklepie pytam: majtki na wacie macie?
W oczach za ladą czytałem, jakie? wariacie.
A słyszał pan o kalesonach z koszykiem na jajka.
O co jej chodzi, czy to żart, a może bajka.
Podniesionym głosem raz jeszcze powtarzam.
Majtki na żonę poproszę, czy źle się wyrażam.
O, to już coś bliższe prawdy, proszę podać jak duże.
No, takie na dwa manekiny, koniecznie w róże.
Będzie dwa w jednym, niech się ucieszy ma miła.
Zobaczyła…
Uwięziony blaskiem gwiazdy: znikam
Słodkość ogarnia me zmysły w ciszy
Czy nastąpił już kres ziemskich bram
Nie to lotu woń moje marzenia liczy
Perłowa tęcza dłoń faluje rytmicznie
Druga wyciągnięta światełka zbiera
Są ich setki tańcują po żółtym niebie
Każde innym kolorem mgłę rozwiewa
Aksamitu dywanem z euforią w sercu
Cicho leżę wpatrzony w dolin szczyty
Tam cudu kwiaty kryją się w półcieniu
Nucąc melodie rozpylają nektar sytny
Moje doznania tak prawdziwe i żywe
Czekają uśmiechu i przyjaciół radości
Błogość bez granic otacza ciało moje
Z oddali biegnie ziemski anioł miłości
Tuli zachwytem ramieniem plącze
Schodkami…
Promiennym uśmiechem smakuje dzień
Smutne kolory ścian maluje marzeniem
Dziękuję Panie za wyproszony życia gleń
W łasce splecionych serc i nadziei dążenie
Przepraszam za gorycz rozsianą dookoła
Za brudu potok słów na afiszu zapisanych
Wybacz bracie głowa moja będzie zdrowa
Jak mam zmyć czarny deszcz cierpień rany
Każdą chwilą coraz krótsza droga do Ciebie
A tu tyle do naprawy: krzywd i potoku łez
Umocnij dobra zamiary wymaż siły w gniewie
Ścieżką cichości niech rozkwitnie miłość też
A kiedy czas zawita nie pytając mnie o zdanie
Zobaczę całe życie otulony w cienie mroku
Nie odtrącaj proszę przyjmij mojej…
Od czasu jaskiń i ziemianek
tak bardzo żywa
Na ile znacząca
a na ile jest prawdziwa?
Domeną kobiet od zarania
do dziś pozostała
Męskiej połowie
też nieraz dominowała
W każdej jak w bajce
odrobina prawdy bywa
Zapomnij że dzięki niej
przyjaźń się zdobywa
Ona rozdziela stwarza kłótnie
nie tylko w rodzinie
Bardzo wiele czasu i przeprosin
zanim złość minie
Amadeusz ze Śląska
Skórą węgorza połączeni
Tańczą dębiny po plonie
Pot chlebem wynagrodzi
Nie dzierżą już go dłonie
Amadeusz ze Śląska
Przy jednym stole ukryte tajemnice
udręka i wstyd każą milczeć nadzieją
nie zgasi prysznic zniewolenia sińce
uśmiech jadowity czarną pisze kredą
Nikt nie widzi utopionego szczęścia
buntem młodzieży nazywają koszmar
a za mną chodzi związana gruba pętla
powie reszta rodziny jaki straciła dar
Przyjaciółki pytanie ścięło mnie z nóg
nie odstępując malowała podejrzenie
proszę pomóż zmyć intymności brud
o krzywdzie wreszcie prawo się dowie
Tykanie rozsiewa promyk nocą i dniem
nie widzę już tego co na moje życie pluł
radością kolacji i szczęścia przed snem
rano cicho szepcze że na zawsze znikł ból
Amadeusz ze Śląska
Nie ma znaczenia czy wolne jego serce
Wprasza się z buciorami tak bez żenady
Zalotne uśmiechy zataczają kręgi szersze
Powab oczu gest rąk kreślą brudu ślady
Na blasku obrączki co bronią jej anieli
Komplementem o męskości dodaje sił
Małą czarną uwielbia drogę do niej ścieli
On nie wie dlaczego poświęca jej tyle chwil
Ona małymi krokami do celu żywo dąży
Nie z fusów ale z ręki wróży tajemniczo
Łamiąc lody topi wierność głośno marzy
Za takim co obok siedzi serce by poszło
Nie minęła faza rogala czekała po pracy
Niespodziankę wręczyła na wolną sobotę
Wypad w góry…
Od świtu do zmroku kilka kroków
W nich szarość i zakryty uśmiech
Nie pomaga jesieni szklanka soku
Do oddzielenia tyle ziarna od plew
Zdrowie kuśtyka klepsydry piaskiem
Bliźni podstępem radości rujnuje
Dusza kołacze do łaźni z grzechem
Noc samotność do łoża przykuje
W kieracie życia zgrzyta na przemian
Tryby nadziei starte na lepsze jutro
Może 2014r zmieni szarpany stan
Weselej zaśpiewa ściskane pióro
Amadeusz ze Śląska
Stalowa nić ciężarem zniewala
Sosna domem pozostała dziś
Jutro zajrzy już głodu poczwara
Zasmakuje trawa i dębowy liść
Skomlenie w nadziei łzą umiera
Pan przywiązał bez krzty żalu
Podłość człowieka się powiela
Wiatr rozwieje kości po polu
Widok jakże miły łapie oddech
Ogonem wdzięczność wiruje
Człowiek zmywa innego grzech
Czy los podaruje następne kije
Ciepła strawa słowa cieplejsze
Zaufanie się rodzi w przyjaźni
Na ile wiecznej życie przyniesie
Mordka spacerem syta niech lśni
Amadeusz ze Śląska
Codzienność
Z każdej gospodyni matki żony
Super psycholog serc i żołądka
Odnajduje w nas szarość i kolory
W radości płyną rodzinnie latka
Odzienie czyste poukłada w stos
Podlewając z kwiatami rozmawia
Lekami poczęstuje zakichany nos
Od trosk nie ucieka pracą zasypia
W kieracie życia skarbem domu
Uśmiech ścieli przy kubku kawy
Jubileusz powita z tortem ukłonu
Z miłości dla ciebie nie dla sławy
Kochana niedoceniana ale trwa
Na straży pokoju i porozumienia
Serdeczności ciepła życia potęga
Dla ciebie bukiet róż za oddania
Amadeusz ze Śląska